Wszystko
mogłoby potoczyć się na wiele różnych sposobów. Co by było gdybym nie znalazła
się w tym momencie, w tym czasie? Nic by się nie wydarzyło, moje życie nadal
było by takie same. Jednak czasami zdarzają się wyjątkowe sytuacje, które na
zawsze zmieniają doczesne życie.
Wolno szłam
w stronę zatłoczonego lotniska wsłuchując się w dźwięk toczących się kółeczek.
Mocno trzymając w dłoni rączkę walizki wypełnionej po brzegi. Trudo było mi się
rozstać z krótkim pobytem w Nowym Yorku, jednak zbyt krótkim jak dla mnie.
Myśl, że już za kilka godzin zobaczę uśmiech mojej rodzicielki od razu poprawia
mi nastrój. Już od kilku lat moi rodzice nie mieszkali razem. To była ich
decyzja i rozumiałam ją. Przecież nie zawsze wszystko układa się po naszej
myśli, czasem trzeba pozwolić życiu zacząć od nowa. Tylko dlaczego nie mogli
zamieszkać obok siebie lub w innym mieście, czy nawet na końcach Anglii, tylko
od razu ponad tysiąc kilometrów od siebie. Lubię odwiedzać tatę w Stanach,
jednak to nie to samo co mieć go na co dzień obok. Przebywanie tutaj zawsze
nabiera nowego znaczenia, za każdym razem czuję się jakbym była tu pierwszy
raz. Usiadłam na ciemnym krzesełku obok innych ludzi oczekujących na swój lot.
Westchnęłam lekko sprawdzając godzinę.
Dochodziła czternasta, więc miałam jeszcze dobrą godzinkę do odprawy.
Wyciągnęłam z kieszeni kurtki białe słuchawki, podłączając do telefonu i
włączając ulubioną playlistę. Powoli stanęłam i ruszyłam przed siebie, w głąb
lotniska. Główny hol zapełniał się z każdym momentem. Przez przezroczyste szyby
można było podziwiać stojące na pasach startowych powietrzne maszyny. Ludzie
wchodzili do jednego z samolotów, jedni uśmiechnięci, drudzy smutni inni
szczęśliwi, że mogą przebywać ze swoją kochaną osobą. Przyglądając się sytuacji
za dużymi oknami wpadłam na stojących przede mną ludzi. Z ręki wypadł mi telefon
na białe kafelki rozpadając się na kilka części. Z moich ust wydobył się cichy
jęk niezadowolenia. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje innych kucnęłam przy
moim biednym urządzeniu prosząc o jakiś cud, który zmieni to popołudnie w
lepsze. Chwyciłam to ręki część telefonu, bez baterii, bez tylniej okładki, po
prostu pięknie. Stanęłam, rozglądając się za kolejnymi częściami na podłodze,
po której bezkarnie kroczyli śpieszący się ludzie. Mój ruch ograniczyła stojąca
przede mną osoba. Podniosłam wzrok i ujrzałam uśmiechniętą twarz jakiegoś
chłopaka. Nie wiedziałam co go tak cieszy, nawet nie chciałam wiedzieć.
- To
zapewne należy do ciebie. – odrzekł wysuwając do mnie swoją dłoń, w której
trzymał resztę mojej zguby.
- O matko,
dzięki. Ratujesz mi życie. – odpowiedziałam odbierając moją własność. Spotkałam
się z jego uśmiechem i słodkimi dołeczkami. Szybko włożyłam wszystko na swoje
miejsce i modląc się aby działał jak należy włączyłam go. Z mojej myśli zniknął
chłopak, zniknęła sytuacja mająca miejsce klika minut temu. Teraz najważniejsze
było utrzymać kontakt telefoniczny przede wszystkim z moją mamą. Bo kto
odbierze mnie z lotniska w środku nocy? Jedynie moja kochana mama. Na mojej
twarzy zagościł uśmiech, gdy na ekranie pojawił się znany mi mały, zielony
android. Niewidzialna ulga ogarnęła mnie od środka, Jednak już po chwili mogłam
usłyszeć głośne wołanie z tyłu. Mogłam się przesłyszeć, mogło być nie do mnie,
więc szłam dalej, nie zatrzymując się. Po mojej lewej pojawił się znowu ten
znany mi już chłopak.
- Poczekaj.
– usłyszałam znowu, jednak tym razem postanowiłam się zatrzymać.
- Tak? –
spytałam wpatrując się w niego oczekując konkretnego wyjaśnienia.
- Może dasz
się zaprosisz na jakąś kawę? – oznajmił ukazując szereg zębów.
- Może
kiedyś indziej. – rzuciłam i ruszyłam dalej przed siebie.
- No weź,
to tylko chwila. – usłyszałam za sobą. No pięknie, teraz będzie za mną łaził. –
No weź nie bądź taka niedostępna. – poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.
- To może
przestałbyś być taki natrętny? – uniosłam brew do góry, mocniej ściskając
dłonią uchwyt walizki.
- Pomogłem
ci, więc może dasz się jednak skusisz. – wydusił. W sumie miał racje, przecież
chciał być miły, to tylko chwila, a jednak należy mu się cos więcej niż zwykłe
dzięki. Uśmiechnęłam się lekko i
przytaknęłam na propozycje. Jego kąciki ust się rozszerzyły. Gestem dłoni
wskazał bym szła obok niego.
- Harry. –
powiedział radośnie podając mi dłoń.
- [T.I.] –
odrzekłam z grzecznością odwzajemniając gest. Spuściłam wzrok z jego twarzy
rozglądając się wokół. Z głośników wydobywała się cicha melodia, przyjemnie
łącząca się z kilkujęzycznymi głosami oznajmiającymi o lotach.
- Więc
dokąd lecisz? – spytał przerywając ciszę, na którą nie zwracałam uwagi,
skupiając się na wnętrzu lotniska.
- Londyn.-
odrzekłam pewnie delikatnie się uśmiechając.
- Ja też. –
dodał poszerzając swój doczesny uśmiech.
- Naprawdę?
– uniosłam wzrok na wysokość jego oczu. Był wyższy, zdecydowanie przewyższał mnie
o głowę ale nie sprawiało mi to żadnych problemów w komunikacji z nim.
Przytaknął głową na potwierdzenie wcześniejszych słów. Skręcił w stronę wejścia
ze szklanymi ścianami posyłając mi wzrok abym poszła za nim. Ułożyłam walizkę o
oparcie małego fotelika, rozsiadając się w nim wygodnie.
- Co dla
ciebie?- spytał podając mi cienką ulotkę z różnymi rodzajami napoi. Uważnie
śledziłam każdy rodzaj w końcu decydując się na waniliowe cappuccino. Posłałam
mu delikatny uśmiech prosząc o moje zamówienie. Posłusznie udał się do kolejki
czekając na swoją kolej. Z kieszeni wydostałam telefon przecierając kciukiem
lekko zakurzoną szybkę. Uśmiechnęłam się na widok trójki uśmiechniętych i szczęśliwych
osób. Chociaż nie mogę mieć ich zawsze przy sobie to i tak cieszy mnie fakt, że
mogę ich tak często odwiedzać. Odłożyłam telefon na stolik sprawdzając wcześniej
godzinę. Przed moją dłoń postawiono beżowy, tekturowy kubek z niesamowitym
zapachem.
- Dziękuje.
– odrzekłam kosztując gorącego napoju. Odpowiedział mi szerokim uśmiechem również
popijając swoją białą kawę.
- A więc
jesteś z Anglii. – skierował swój wzrok w moją stronę nie odrywając ciepłego
kubka od dłoni.
- To
stwierdzenie czy pytanie? – uniosłam brew do góry delikatnie się uśmiechając.
- Jest
prawie pewien ale wybiorę to drugie. – dodał ukazując jedną dziurkę w policzku.
– Więc?
- Tak. - przytaknęłam
ponownie delektując się łykiem cappuccina. – Od kiedy przeprowadziliśmy się z
małego miasteczka do Londynu, nie potrafię wyobrazić sobie lepszego miejsca od
kochanej stolicy.
- Więc co
cię sprowadza do tak odległego miejsce? – ponownie spytał uważnie przysłuchując
się moim słowom.
- Ojciec. –
powiedziałam lekko zmieszana. Nie chciałam rozmawiać na ten temat, a w szczególności
z jakimś obcym chłopakiem. Jednak widząc jego rosnące zakłopotanie
postanowiłam, że sprostuje całą sprawę. – Moi rodzice rozwiedli się kilka lat
temu i teraz latam sobie przez pół świata by móc być z nim chociaż przez trochę
czasu. – dodałam szybko zanurzając usta w kubku. Odwróciłam wzrok na bok zajmując
oczy czymś innym niż jego twarz. Lekko westchnął odkładając swój kubek na mały,
szklany stolik.
- Rozumiem
cię, mam podobnie. – odrzekł bez emocji powoli obracając przedmiot w palcach. –
Może nie mieszkamy od siebie aż tak daleko ale wiem jak to jest żyć bez jednej
osoby obok. – powiedział analizując mój wzrok, który spoczął na jego gdy zaczął
mówić.
-
Przynajmniej nie jestem z tym sama. – dodałam delikatnie unosząc kąciki ust, co
mogłam też zauważyć na jego twarzy.
- Więc co robisz
w tym mieście? – spytałam chcąc nie myśleć o kłopotliwym dla nas temacie.
- Różne
sprawy. Głównie to chciałem się rozejrzeć ostatni raz zanim wrócę na stałe do
Europy. – odrzekł robiąc małe wgłębienia w tekturze.
- Nie mieszkasz
w Londynie? – spytałam zaciekawiona jego osobą.
- Od kilku
miesięcy nie ale w końcu postanowiłem, że już tam zostanę. – dodał delikatnie
się uśmiechając.
- Dobry
wybór. – uśmiechnęłam się przyjaźnie wywołując u niego lekki śmiech. Z
przyzwyczajenia przejechałam jednym palcem po ekranie telefonu. Pojawiła się
godzina, która postawiła mnie na równe nogi, wywołując u chłopaka zdziwienie. Wykonał
ostatni łyk kawy i chciał cos dodać ale szybko mu przerwałam.
-
Przepraszam ale muszę już lecieć. Jak się spóźnię to nie będzie to dla mnie
najlepsze. Miło było cię poznać ale naprawdę muszę już znikać. Dzięki za
wszystko! –odrzekłam szybko poprawiając płaszcz, wkładając telefon do małej
torby i pośpiesznie zabierając walizkę. Widziałam jak wstaje i ponownie otwiera
usta ale nie udało mu się nic powiedzieć, gdyż szybko znikam z małej kawiarenki
posyłając mu ciepły uśmiech. Słyszę jego odległy głos ale nie zwracam na niego
uwagi. Moim jedynym celem jest jak najszybsze dostatnie się na drugą stronę
lotniska aby uniknąć ogromnej kolejki do odprawy. Jednak wiem, że z moim spóźnieniem
nie jest to możliwe nawet cudem. Moje szybkie korki powalając mi sprawnie
ominąć przechodzących ludzi. Gdy widzę szyld z wyświetlonym napisem numeru
lotu, który jest identyczny z moim na bilecie, oddycham z ulgą. Długa kolejka
ludzi powala mi zapomnieć o zdezorientowanym brunecie. Po odłożeniu walizki na
taśmę i przekroczeniu metalowych bramek spokojnie wchodzę do dużej maszyny.
Zwykle nie przywiązuje wagi do samolotów, którymi latam, ale ten jest naprawdę
niesamowity. Kieruję się za pojedynczymi osobami szukając mojego miejsca. Nie
chcąc pałętać się po przestronnym wnętrzu proszę o pomoc stewardesy. Z uśmiechem kieruje mnie w odpowiednim kierunku ukazując dokładny numer siedzenia.
Podziękowałam jej uśmiechem układając podróżny bagaż na górną, metalową
podkładkę. Odwracam się i otwieram szerzej oczy z zaskoczenia.
- Znowu ty?
– spytałam z radością i nieukrytym zaskoczeniem stojącego tyłem do mnie bruneta.
W mgnieniu oka obrócił się w moją stronę na nowo zatapiając mój wzrok w jego
cudownym uśmiechu.